Często w dyskusjach na temat prywatyzacji takich branż jak edukacja czy służba zdrowia, jej przeciwnicy posługują się argumentem, że finansowanie tych usług z podatków sprawia, że są one tańsze i lepiej dostępne.

Nie trzeba być ekonomistą, żeby udowodnić błąd takiego rozumowania. Opłata za daną usługę musi być niższa od jej “publicznej wersji”. W publicznej wersji bowiem płaci się nie tylko za usługę, ale również na pensję urzędnika, który zarządza tą usługą. Ponadto urzędnik nie ma motywacji do wyszukania najtańszego czy najlepszego usługodawcy, więc jego decyzje finansowe są tym bardziej nieopłacalne. A my, wszyscy podatnicy, tracimy na tym swoje własne pieniądze.

Teraz jednak nie potrzeba nam wydumanych rozważań – sama rzeczywistość dostarcza nam dowodów. O czym mowa? Oczywiście o ustawie śmieciowej. W jej wyniku opłaty na śmieci wzrastają w większości przypadków dwukrotnie, a w niektórych nawet pięciokrotnie! Jak to się dzieje, że wcześniej firmom sprzątającym opłacało się odbierać śmieci na podstawie dobrowolnych umów, a teraz te ceny trzeba podnosić tak drastycznie? Odpowiedź jest prosta: machina biurokratyczna, pensje urzędników i nieefektywne zarządzanie.

Teraz wystarczy w wyobraźni odwrócić sytuację. Uwolnienie takich obecnie publicznych branż jak edukacja czy służba zdrowia sprawi, że ich ceny z ogromną dozą prawdopodobieństwa spadną dwukrotnie, a czasem nawet pięciokrotnie. A wtedy ich dostępność będzie większa – bo większą liczbę osób będzie po prostu na nie stać. Ot, ekonomia.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *